Moniczko dedykuję Ci krótkie opowiadanie A. Bloom "Ojcze, kto ciebie nauczył modlitwy nieustannej?".
"Maksym, świety grecki z IVw, słyszał pewnego dnia w kościele urywek z listu św. Pawła, w którym Apostoł zaleca modlitwę nieustanną. Młody człowiek mocno tym poruszony, pomyślał, że nie ma nic lepszego do zrobienia, jak wypełnić tę radę.
opuszczając kościół udał się w najbliższe góry i nałożył sobie obowiązek modlitwy nieustannej. Jak wszyscy wieśniacy greccy tej epoki, znał tylko "Ojcze nasz" i kilka innych modlitw.
Rozpoczął więc recytować je bez przerwy. Poczuł się w tym momencie bardzo szczęśliwy.
Modli się, jest razem z Bogiem, jest szczęśliwy, wszystko wydaje się cudowne aż do momentu, kiedy słońce znika za horyzontem. Chłód i noc zapadły w odpowiednim czasie, a wraz z nocą dał się słyszeć ogromny, niepokojący hałas.
Trzask gałęzi pod łapami dzikich zwierząt o błyszczących oczach. Odgłosy walki miedzy dzikimi bestiami. Poczuł sie wtedy naprawdę sam, biedny, mały, jak bezbronne stworzenie w świecie, gdzie króluje niebezpieczeństwo i śmierć.
Zrozumiał, że jest stracony, jeśli Bóg nie przybędzie mu na pomoc.
Porzucając "Ojcze nasz" i "Credo" zrobił dokładnie tak, jak Bartymeusz, krzyknął: "Jezusie Synu Dawida, ulituj się nade mną" (Mk 10,47).
On krzyczał w ten sposób przez całą noc, ponieważ odgłosy dzikich zwierząt nie pozwalały mu zamknąć oczu.
Kiedy zapanowała jutrzenka i kiedy wszystkie dzikie bestie znalazły się w swoich legowiskach, powiedział sobie:"Teraz mogę się już modlić".
Poczuł wtedy dotkliwy głód. Chciał zerwać jagody, zbliżył się do lasu i pomyślał nagle, że zamieszkują tam dzikie bestie, które mają ostre kły.
Zbliżył się więc ostrożnie mówiąc za każdym krokiem:"Panie Jezu Chryste, ratuj mnie, przyjdż mi na pomoc, ratuj mnie Panie, przyjdź mi z pomocą, ochraniaj mnie".
Wiele lat później spotkał pewnego wiekowego i bardzo doświadczonego ascetę, który pytał go, jak nauczył się modlić nieustannie.
Maksym mu odpowiedział:"Myślę, że to diabeł mnie nauczył".
Starzec powiedział:"Staram sie zrozumieć, co chcesz przez to powiedzieć, lecz chciałbym byc pewny, czy się nie mylę".
Maksym więc wytłumaczył mu, jak nauczył się modlić, krok po kroku, począwszy od hałasów i niebezpieczeństw dnia i nocy. Kiedy pokusy zostały zwalczone, pokusy ciała, pokusy ducha i wybujałej wyobraźni, wtedy jeszcze mocniej był atakowany przez demona.
Ostatecznie nie spędził już ani jednego momentu dnia czy nocy bez wołania do Boga i krzyku do Niego:"Miej litość, miej litość, na pomoc, na pomoc, na pomoc".
Pewnego pięknego dnia na początku 14 roku takiego życia, objawił mu się Pan. W tym momencie pokój i jasność zamieszkały w nim.
Nie pozostał w nim żaden strach, ani ciemności, ani trudności, ani demon.
"W końcu zrozumiałem - kontynuje Maksym - że dopóki Pan nie przyszedł mi sam z pomocą, pozostawałem beznadziejnie, całkowicie bezsilny. Tak więc mimo tego, że byłem w jasności, pokoju i radości, mówiłem dalej:"Jezusie Synu Dawida, ulituj się nade mną".
Zrozumiał odtąd, że nie ma pokoju serca i ducha, ukojenia ciała i uczciwości woli bez miłosierdzia Bożego".
PS. Miałam kiedyś bardzo trudną sytuację życiową. Szukałam w Biblii słów pocieszenia, natchnienia. Otworzyłam Ewangelię (na chybił-trafił) właśnie akurat na stronę z opisem wołającego Bartymeusza. I tak jak on, prosiłam "Jezusie Synu Dawida, ulituj się nade mną". Odtąd stale tak proszę.
|