Hehe
No jasne, najłatwiej powiedzieć, że w ogóle autorzy natchnieni nie mieli zielonego pojęcia o niczym
Wyobraź sobie, Nałęczowianinie, że oprócz człowieka, autorem Pisma Świętego, a więc również owego Listu do Koryntian, jest sam Duch Święty
Cytat:to właśnie istnienie tego 3 letniego cyklu jest dowodem na to że małżeństwo jest nie trafionym pomysłem. W ciągu tego czasu wielu ludzi zawiera małżeństwo (ślub po pół roku to coś dziwnego ale już po 2 latach zdarza się całkiem często). To znaczy że działają pod wpływem hormonów i ich decyzja nie jest świadoma. Po jakimś czasie okazuje się któreś (a czasem obydwoje) już nie jest szczęśliwie i co w tedy? Mają trwać w toksycznym związku męcząc się obydwoje? Z jakiej racji? Że to obiecali to sobie pijani hormonami?
Czyli uważasz, że trwały związek ponad 3-letni nie ma racji bytu?
Partnerzy powinni być razem przez 3 lata, a po upływie tego czasu po prostu się rozstawać, tak?
Ja cały czas staram się - idąc za nauczaniem Kościoła - zaproponować inny model związku. Oparty na miłości, a nie biochemii.
O tyle, o ile zakochanie, uczucia, emocje, rzeczywiście jej podlegają, o tyle miłość jako taka jest trwałą postawą, zupełnie niezwiązaną z uczuciami.
Owszem, najczęściej przed miłością pojawia się zakochanie, które - bardzo przecież emocjonalne - towarzyszy jej i pomaga się rozwijać. Istnieją jednak też sytuacje, w których miłość istnieje mimo całkowitego braku uczuć. Aby nie szukać za daleko: ojciec narkomana. Wyobraźmy sobie ojca, który całe życie starał się wychować syna na porządnego człowieka. Ostatecznie jednak okazuje się, że syn rozrabia, kradnie, gwałci, ćpa, stacza się na bruk. Jest przestępcą, może nawet mordercą. Nic dziwnego, że ojciec nie ma do niego pozytywnych uczuć, czasem nawet nie może na syna patrzeć, ale mimo wszystko nadal KOCHA. Nie wyrzeka się, życzy dobrze, pomoże w miarę możliwości. Nie z litości, ale z miłości. Skrajny przykład, ale jest.
Cały problem w tym, że do zawarcia związku małżeńskiego potrzeba również świadomości, a więc sytuacja "hormonalnego odurzenia" raczej odpada. Jeśli ktoś chce zawrzeć ważne i szczęśliwe małżeństwo, to powinien raczej uruchomić rozum i trzeźwe myślenie.
Cytat:Trzeba umieć kochać siebie i drugą osobę.
Zgadzam się.
Cytat:Pewnie byłoby miło gdybyśmy mogli związać się z kimś na całe życie ale tak nie jest.
To, że komuś nie wychodzi, to nie znaczy, że tak się nie da
Znam takie związki, które są ze sobą przez całe życie. Ty nie znasz?
Cytat:Całując się pierwszy raz też coś się w Tobie zmienia a tego KK i Bóg nie zabrania.
Seksu też KK i Bóg nie zabrania.
Zarówno seks jak i pocałunki są dobre i piękne, o ile przeżyte we właściwy sposób i we właściwych okolicznościach.
Cytat:Poczułbym się paskudnie ale jeszcze gorzej czułbym się wiedząc że ta osoba jest ze mną tylko dlatego że kiedyś nie do końca świadoma obiecała mi to i musi w tym trwać. Ja chce mieć pewność że osoba z którą jestem może w każdej chwili odejść bo w tedy wiem że skoro jest ze mną to znaczy że mnie kocha.
dlatego chcemy budować związek w Bogu.
Bez Boga rzeczywiście nie da się wytrwać ani w wierności, ani w miłości.
Z Nim jest to możliwe, i co więcej, staje się piękną przygodą
Budujemy związek, w którym druga osoba niczego nie musi, ale pragnie trwać w złożonej obietnicy na dobre i na złe, na chwile szczęścia i na te momenty, kiedy naprawdę szlag trafia i najchętniej by się wszystko rzuciło. Jeśli mimo wszystkich emocji jest niczym nieprzymuszona wola trwania w małżeństwie - jest miłość
Cytat:Nie sądzisz że bardziej "zwymiotowany" jest ktoś kto zakochał się, oddał całego siebie, został emocjonalnie wykorzystany i zraniony nawet jeśli do łóżka nie doszło. Niż ktoś kto przeżył opierający się na miłości, czułości i zaufaniu związek w którym seks bym na porządku dziennym a związek się wypalił i rozpadł.
Nie, nie sądzę, że "bardziej", choć rzeczywiście i to pierwsze jest sporym problemem. W miłości jednak akceptujemy drugą osobę ze wszystkimi zranieniami i wadami.
I ze zranieniami emocjonalnymi wynikającymi z poprzednich związków i też z tym "nadgryzieniem" seksualnym. Jeśli jednak można pewnych zranień uniknąć, to po co je powodować?
Niektórych zranień czysto uczuciowych trudno jest uniknąć. Zranień na tle seksualnym uniknąć zdecydowanie łatwiej, poza przypadkami molestowań i innymi tragediami, które są niezależne od ofiary.
Tu jednak nie chodzi tylko o samo bycie "użytym", w znaczeniu - wykorzystanym. Owszem, to też. Pozostaje jednak jeszcze problem oddania siebie w całości. Pełniejszym darem jest oddanie swojej czystości i dziewictwa, niż oddanie po prostu tego, co używało już wcześniej czterech innych.
Wiemy, że prawdziwa miłość pewnych wymagań nie stawia, a więc oczywiście istnieje możliwość oddania siebie w całości, razem z "brakiem dziewictwa" i wszystkimi zranieniami powstałymi w wyniku jego utraty. Jest to jednak sytuacja mniej korzystna od pierwszej. Po co więc kreować problemy?
Cytat:Z resztą w Twoim rozumowaniu jest taki błąd że przeżycie związku nie jest żadnym "używaniem" a coś tak nie istotnego jak seks (w porównaniu do emocji, uczuć, miłości) już jest.
Pojęciem "używanie" operuję na podstawie "Miłości i odpowiedzialności" Jana Pawła II. Zdaje się, że gdzieś w necie jest ona dostępna, jeśli chcesz zrozumieć mój sposób patrzenia na to słowo, przejrzyj proszę str. 23-45. Za dużo cytowania
Samo przeżycie związku nie wiąże się z używaniem, jeśli przeżywany jest on w miłości. Istnieją jednak oczywiście sytuacje, w których związek nawet bez seksu wiąże się z użyciem. Jest to jednak zawsze sytuacja nad-użycia w stosunku do miłości, jaka powinna panować w związku.