Odpowiedz 
 
Ocena wątku:
  • 0 Głosów - 0 Średnio
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Katolicyzm
Autor Wiadomość
Daidoss Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 2,079
Dołączył: May 2004
Reputacja: 0
Post: #2
 
Sola Scriptura:
Biblia, sama Biblia i tylko Biblia

"Chrześcijanin powinien kierować się tylko Biblią! Pismo św. i tylko Pismo św. ma być naszym drogowskazem. Modlę się do Ducha Świętego, sam czytam w domu Biblię, a więc wiem wszystko i nie potrzebuję niczyjego wyjaśnienia w żadnej sprawie".
Zwolennicy takiego stanowiska powołują się czasem na zasadę zwaną z łacińska sola Scriptura, która polega na twierdzeniu, że jedynym autorytetem w sprawach wiary ma być "sama Biblia".
Tymczasem, jako katolicy przyzwyczailiśmy się do wspierania naszej wiary pomocniczymi argumentami w rodzaju: "Jan Paweł II w czasie swojej katechezy na placu św. Piotra powiedział, że..." albo "już od piątego wieku rozpowszechnił się zwyczaj używania obrazów w modlitwie". Powoływanie się na nauczanie papieży i biskupów, przykłady z historii Kościoła są to dla nas ważne pomoce w chrześcijańskim życiu według Objawienia Bożego. Uczą nas, jak rozumieć wiele prawd wiary, podpowiadają prawidłową interpretację tego, o czym czytamy w Piśmie św. Czasem spotykamy się jednak z wręcz przeciwną opinią, mówiącą, że wszystko, czego potrzebuję, by posiąść zasady chrześcijańskiej wiary, to prywatny egzemplarz Biblii, chwila modlitwy o oświecenie i zapas dobrych chęci. W ten sposób, podobno, zbłądzić nie mogę. Czy na pewno?
a. Czy Biblia naucza o tym, że uczyć się mamy tylko i wyłącznie z samej Biblii?
Dla zwolenników tezy o absolutnej wystarczalności Biblii, czytanej bez potrzeby wyjaśnień i interpretacji ze strony pasterzy Kościoła i historii wiary wierzącego ludu (czyli Tradycji) największym problemem jest sama Biblia. Otóż Pismo św. nigdzie nie zawiera twierdzenia, że samo w sobie wystarczy, albo że samo w sobie jest w prosty sposób zrozumiałe dla wszystkich. Jakby tego było jeszcze mało, to wprost mówi nawet coś dokładnie przeciwnego. Tekst biblijny miejscami bywa na tyle trudny, że "ludzie niedouczeni i mało utwierdzeni opacznie tłumaczą" Pismo św. "na własną zgubę" (2 P 3, 16).
Najmocniejszy fragment z Nowego Testamentu w kwestii autorytetu Biblii to piękne zdania z Listu św. Pawła do Tymoteusza. Często powołują się na nie zwolennicy wyłącznego autorytetu Biblii we wszystkich sprawach związanych z wiarą chrześcijańską. "Od lat niemowlęcych znasz Pisma święte, które mogą cię nauczyć mądrości wiodącej ku zbawieniu przez wiarę w Chrystusie Jezusie. Wszelkie Pismo, od Boga natchnione [jest] i pożyteczne do nauczania, do przekonywania, do poprawiania, do kształcenia w sprawiedliwości aby człowiek Boży był doskonały, przysposobiony do każdego dobrego czynu" (2 Tm 3, 14-17). Jeśli uważnie przyjrzeć się tym zdaniom, to oczywiście nic specjalnie przeciwnego Tradycji Kościoła z nich nie wynika. Mówią one po prostu, że podstawą nauczania, przekonywania i kształcenia chrześcijańskiego ma być Pismo św. (dlatego w Kościele w czasie Eucharystii w liturgii Słowa czyta się tylko i wyłącznie Biblię), oraz że należy je wykorzystać do prowadzenia chrześcijanina ku doskonałości (dlatego podstawową formą nauczania w Kościele katolickim powinna być homilia - wyjaśnianie czytań biblijnych).
Z cytowanego fragmentu 2 Tm wynika, że to, co się robi w liturgii Słowa w czasie Mszy św., jest dobre i że tego należy się trzymać. Jeśli chcemy prowadzić chrześcijan ku doskonałości, to "wszelkie Pismo od Boga natchnione" jest do tego celu "pożyteczne", podczas gdy o innych pismach, nienatchnionych, czegoś podobnego nie czytamy. Natomiast pozostaje tajemnicą, jak wyprowadzić z tego wnioski o tym, że wystarczy absolutnie "sama Biblia i tylko Biblia", oraz że "ani papież, ani żadna Tradycja nie są nam potrzebni do zrozumienia Pisma św."
b. Prawdziwie katolicka wiara w "samą Biblię"
Istnieje więc jakaś niepoprawna forma wiary w wystarczalność "samej Biblii" (sola Scriptura), która to wiara nie jest oparta na żadnym biblijnym tekście, a więc jest sprzeczna sama w sobie. Polega to na głoszeniu, że Pismo św. jest samo w sobie tak jasne, że każdy człowiek dobrej woli z łatwością i bez niebezpieczeństwa błędów sam i bez pomocy je zrozumie. Dlatego też nie miałoby być potrzebne światło w postaci Tradycji Kościoła i Magisterium papieży i biskupów.
Jako lekarstwo na taki bezpodstawny optymizm polecam osobiście krótkie rozmowy (koniecznie w krótkich odstępach czasu!) ze: 1) świadkiem Jehowy, 2) mormonem; 3) adwentystą; 4) członkiem Kościoła nowoapostolskiego. Wszyscy czterej będą z absolutną pewnością wywodzić z tekstu Biblii rzeczy absolutnie sprzeczne ze sobą, i na każdą ze swoich tez będą mieli poparcie sporej ilości wersetów biblijnych. Jeśli takie rozmowy przeprowadzi się w odstępach nie większych niż kilka dni - efekt jest zapewniony, a jest nim uleczenie z wiary w tak rozumianą wyłączną wystarczalność Biblii.
Istnieje jednak prawidłowa, katolicka wiara w wystarczalność Pisma św., a więc katolicka postać wiary sola Scriptura. Każdy katolik powinien wierzyć przecież, że istnieje tylko jedna księga święta na świecie, tylko jedna księga natchniona Duchem Świętym i dlatego nieomylna w sprawach wiary i moralności. Księgą tą jest Biblia: "wierzę w coś objawił, Boże, Twe Słowo mylić nie może" - tak uczono dzieci na lekcjach religii. Spisane, natchnione źródło objawienia Bożego jest tylko jedno, a jest nim "tylko Pismo św.", a więc sola Scriptura. Taki pogląd nazywamy uczenie "wystarczalnością materialną", a to dlatego, że "materia" naszej wiary pochodzi z Pisma św. Natomiast jak ją bez błędów zrozumieć - w tym pomaga Tradycja i bieżące Magisterium Kościoła. Zresztą sama Biblia wystarczająco jasno o tym poucza: "Żadne proroctwo Pisma nie jest dla prywatnego wyjaśnienia, nie z woli bowiem ludzkiej zostało kiedyś przyniesione, ale kierowani Duchem Świętym mówili święci ludzie" (2 P 1, 20-21). Stanie się to jaśniejsze, jeśli będziemy pamiętać, że na samym początku chrześcijaństwa nie było jeszcze Nowego Testamentu, a opierano się tylko na ustnym przekazie Apostołów.
W przeciwnym razie, jak wskazuje doświadczenie, można przy odrobinie fantazji i dawce "wewnętrznego namaszczenia" udowodnić za pomocą Pisma św. praktycznie wszystko. W historii zdarzało się już wykazywanie na podstawie biblijnych cytatów, że Jezus Chrystus nie był Żydem, że koniecznie należy podtrzymywać segregację rasową, że grzechem jest walczyć z niewolnictwem, że należy przywrócić zwyczaj posiadania wielu żon naraz, że niemożliwe jest zbawienie bez modlitwy w językach, że... tu w historii chrześcijaństwa nastąpiły praktycznie wszystkie najbardziej fantastyczne i najbardziej nawet dowolne pomysły.


Do Boga czy raczej do Maryi? Błogosławić Mnie będą odtąd wszystkie pokolenia
a. Niepokalana i Wniebowzięta Matka Kościoła

"I prawosławie, i katolicyzm nauczają wiary w taką samą niebiblijną, wiecznie dziewiczą i wszechmogącą «Maryję»". Tak grzmiał niedawno w jednym ze swoich licznych wystąpień publicznych zacięty krytyk katolickich praktyk pobożnościowych. Jak więc jest naprawdę? Jaki jest związek Maryi, Matki Jezusa z Nazaretu z naszą modlitwą do Boga i z naszym chrześcijańskim kroczeniem przez życie?
Zdanie zamieszczone w Łukaszowej Ewangelii (Łk 1, 48) to jedno z najbardziej zadziwiających proroctw biblijnych. Odnosi się bowiem do tej samej osoby, która je wypowiada. Maryja, po tym jak usłyszała od anioła, że stać się ma matką Zbawiciela, usłyszała od Elżbiety "Błogosławiona jesteś między niewiastami" (Łk 1, 31 i 42). Wtedy Matka Jezusa z natchnienia Ducha Świętego ogłosiła, że taki sam sposób odnoszenia się do niej, jakim powitała ją Elżbieta, będzie już na zawsze trwać w Kościele Bożym. Nie wystarczy, że błogosławi ją Elżbieta, gdyż jak ogłasza Maryja "Odtąd błogosławić mnie będą wszystkie pokolenia" (Łk 1, 48). Dlatego chyba nikogo nie dziwi, jeśli to biblijne proroctwo spełnia się przez usta wiernych chrześcijan, którzy mają zwyczaj powtarzać: "Zdrowaś, Maryjo, łaski pełna, Pan z Tobą, błogosławionaś Ty między niewiastami..." Należało prawdę mówiąc tego oczekiwać, skoro Duch Święty przez Maryję sam to przepowiedział i w Biblii to zapisano: że mianowicie wszystkie pokolenia będą ją błogosławić.
Nie znaczy to, że niemożliwe są w tej kwestii przejaskrawienia i przesada. Sam Jan Paweł II przypomniał niedawno (3 stycznia 1996 r.): "Jezus wskazał swoim współczesnym, aby oddając cześć Jego Matce nie ulegali tylko emocjom, lecz aby uznali przede wszystkim w Maryi Tę, która jest błogosławioną [...] należy zawsze unikać pozycji krańcowych, kierując się wiernością prawdzie objawionej".
Jedna skrajność polega na takich formach modlitwy, pobożności, zwracania się do Maryi, które zacierają różnice między Bogiem a człowiekiem: między Bogiem wcielonym w Jezusie z Nazaretu a człowiekiem Maryją. Konieczne jest zaś jak mówi Jan Paweł II "aby [...] zachować zawsze nieskończoną różnicę, która istnieje między osobą ludzką Maryi a Osobą Boską Jezusa". Różnica między Maryją a Jezusem nie jest po prostu "duża"; ona jest nieskończona.
Niedobrze więc byłoby, gdyby stawiano w modlitwie i pobożności Jezusa i Maryję na równi, a czasem nawet preferowałoby się Maryję jako "bardziej przystępną i miłosierną" niż Syn Boży lub Bóg Ojciec. Niektórym ludziom Jezus wydaje się bardziej daleki, bo przecież łączy w sobie obok miłosierdzia pewne "niebezpieczne" cechy (jest przecież też Sędzią por. Mt 25, 32). Maryję traktują natomiast jako czyste miłosierdzie ("Matka miłosierdzia") i w takim zestawieniu wychodzi na to, że grzesznikowi lepiej będzie zwrócić się do Niej. Jest to oczywiście nie do przyjęcia, gdyż zaprzecza najbardziej podstawowym prawdom chrześcijańskiej wiary. Jeśli bowiem jakieś stworzenie, jak na przykład Maryja, jest miłosierne, to przecież mogło swoje miłosierdzie otrzymać tylko w darze od Stworzyciela!
Spróbujmy sobie przypomnieć, co Pismo św. wyraźnie nam mówi: na początku była tylko jedna osoba, która wierzyła w to, że Jezus jest Zbawicielem. Była to Maryja (Łk 1, 45). Wtedy nie będzie nas dziwić, że do tego początkowego, "jednoosobowego Kościoła" odnoszą się wszystkie obietnice dotyczące późniejszego Kościoła, który ma dojść do zbawienia.
Jeden z przykładów odnosi się do tytułu, jakim często obdarzamy Maryję: "Niepokalanie Poczęta". W polskim tłumaczeniu Biblii nie jest to już tak wyraźne, ale na przykład łaciński tekst Pisma św. kilkakrotnie odnosi tytuł "Niepokalana" (łac. Immaculata) do wszystkich chrześcijan lub do całego Kościoła w przyszłej chwale. Czytamy na przykład, że Chrystus pragnie, aby "osobiście stawić przed sobą Kościół jako chwalebny, nie mający skazy czy zmarszczki, czy czegoś podobnego, lecz aby był święty i nieskalany" (po łacinie: Ecclesia Immaculata, czyli "Kościół Niepokalany" - Ef 5, 27). Maryja jest więc pierwowzorem Kościoła uświęconego przez Krew Jezusa, który ma się stawać podobny do Maryi w otrzymanej od Boga świętości. Matka Jezusa jest wolna od grzechu nie tak jak Jezus, który nie potrzebował zbawienia, ale właśnie wskutek zbawienia przez Chrystusa. Woła przecież: "Raduje się duch mój w Bogu, moim Zbawcy" (Łk 1, 47). Źródło jej wolności od grzechu jest więc tym samym źródłem, z którego czerpią uwalniani od grzechu wszyscy pozostali chrześcijanie: Krzyż Jezusa i jego powstanie z martwych.
Drugim przykładem może być tytuł "Wniebowzięta". Niektórzy odnoszą wrażenie, jakby tytuł ten podkreślał podobieństwo Maryi do Chrystusa w taki sposób, że oznaczałby skrajną odrębność jej losu od losu "normalnych chrześcijan". Tymczasem jednak cały Kościół oczekuje swojego wniebowzięcia: "zmarli w Chrystusie powstaną pierwsi, potem my, żywi i pozostawieni, wraz z nimi będziemy porwani w powietrze, na obłoki naprzeciw Pana" (1 Tes 4, 16-17). O tym, że Wniebowzięcie Maryi jest zapowiedzią dla całego Kościoła oczekującego na swoje wzięcie do nieba, świadczy też tekst z Ewangelii św. Mateusza, gdzie czytamy, że po zwycięstwie Chrystusa "groby się otworzyły i wiele ciał Świętych, którzy umarli, powstało; i wyszedłszy z grobów po Jego zmartwychwstaniu, weszli do Miasta Świętego i ukazali się wielu" (Mt 27, 52-53). Przecież chyba nie powrócili do swoich grobów po krótkim urlopie, ale trafili do nieba! Ważny jest w tym względzie los Eliasza, który "wśród wichru wstąpił do niebios" (2 Krl 2, 11). Ogłoszony przez Kościół dogmat Wniebowzięcia nie mówi koniecznie o wyłączności Maryi w tym względzie. Nawet św. Tomasz, wielki teolog Kościoła mówiąc "o tym, co już jest wskrzeszone" wymienia w największym swoim dziele, w Sumie Teologicznej "Chrystus sam i Najświętsza Panna, a także ewentualnie inni święci, którzy są w chwale wraz ze swoim ciałem".
Kolejny przykład to tytuł "Matka Kościoła". Maryja słusznie może być tak nazwana. Nie może to jednak sprawiać wrażenia, że zachodzi tu analogia do Boga, który jest Ojcem. Jeśli szukać podobieństw, to raczej jej tytuł "Matki" staje się analogiczny do tytułu, jakim Biblia obdarza Abrahama tego patriarchę Starego Testamentu nazywa "ojcem". Abraham jest "ojcem wszystkich tych, którzy wierzą" (por. Rz 4, 12). Nawiasem mówiąc, określenie "matka wierzących" też nie jest obce duchowi Nowego Testamentu: Apostoł Piotr wspominając żonę Abrahama, Sarę, mówi swoim uczennicom: "Stałyście się jej dziećmi, gdyż dobrze czynicie" (1 P 3, 6). Wypada nam dzisiaj zapytać: czy Maryja nie jest jednak ważniejsza od Sary? I czy tym bardziej nie można powiedzieć: "staliście się dziećmi Maryi"? Zwłaszcza, że Jezus "rzekł do ucznia: "Oto Matka twoja" (J 19, 27).
U początku historii Starego Testamentu stoi więc, w roli ojca, Abraham. Apostoł Paweł, który należał zarówno do Starego, jak i do Nowego Testamentu, rozumiał swoją wiarę w sposób następujący: "ci, którzy polegają na wierze, są synami Abrahama" (Ga 3, 7). Widzimy, że Apostoł Paweł, wzorem Żydów swoich czasów, również nazywał Abrahama "ojcem". Sama Maryja widzi siebie jako wkraczającą w ślady Abrahama. Woła radośnie, że Bóg okazał się "pomny na miłosierdzie swoje, jak przyobiecał naszym ojcom na rzecz Abrahama i jego potomstwa" (Łk 1, 45-55). Abraham "uwierzył i Pan poczytał mu to za zasługę" (Rdz 15, 6), a Maryja doczekała się pochwały "błogosławiona jesteś, któraś uwierzyła" (Łk 1,45). Abraham usłyszał od Boga "będę błogosławił tym, którzy ciebie błogosławić będą" (Rdz 12, 3), a Maryja sama wyznała: "oto błogosławić mnie będą odtąd wszystkie pokolenia" (Łk 1, 48). Stosując to samo rozumowanie co Izraelici wobec Abrahama, chrześcijanie zaczęli nazywać Maryję "Matką wszystkich wierzących", a więc "Matką Kościoła". Dlatego chrześcijanie w czasie pogrzebu śpiewają "niech na twe spotkanie wyjdzie litościwa Matka", słusznie uważając, że jeśli Lud Starego Testamentu spodziewał się spotkania w niebie z Abrahamem (por. Łk 16, 22), to Lud Nowego Testamentu może spodziewać się spotkania także z Maryją (z Abrahamem oczywiście również! nie zapominajmy, że pełna wersja katolickiej Litanii do Wszystkich Świętych zawiera u swego początku wezwanie "Święty Abrahamie, módl się za nami"). Ta biblijna logika w pobożności maryjnej stała się zresztą częścią oficjalnego nauczania w Kościele: "wiara Abrahama stanowi początek Starego Przymierza; wiara Maryi daje początek Przymierzu Nowemu" (są to dosłowne sformułowania Jana Pawła II z jego maryjnej encykliki Redemptoris Mater).
Maryja jest wzorem wiary i pobożności dla różnego typu powołań. Po pierwsze, dla powołania do życia kontemlacyjnego, ponieważ "zachowywała wszystkie te wspomnienia w swoim sercu" (Łk 2, 51). Po drugie, dla powołania do życia wśród zajęć tego świata, jako osoba, która miała męża i dziecko. Wszyscy mogą się od niej uczyć, jak "uwielbiać Pana" za to, że "wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny" (Łk 1, 46 i 49). Dla naszych czasów być może najważniejszym aspektem naszego naśladowania Maryi jest jej wiara. Wiara w słowo Boże jest dla Maryi tytułem do błogosławieństwa Bożego: "błogosławiona jesteś, któraś uwierzyła, że spełnią ci się słowa powiedziane ci od Pana" (Łk 1, 45).
b. Różaniec
Nie sposób mówić o pobożności bez poruszenia tematu różańca. Różaniec to bez wątpienia najpopularniejsza forma modlitwy maryjnej w całym Kościele katolickim czasów współczesnych. Jednym z bardziej kuriozalnych zarzutów, z jakim zdarzyło mi się spotkać ze strony pewnych osób nielubiących katolicyzmu było to, że jest to "katolicka mantra". Podobieństwo do mantry miało wynikać z tego, że 50 razy powtarza się w różańcu te same słowa. Ciekawe, co powiedzieliby tacy krytycy, gdyby przeczytali kiedyś Psalm 136. Powtarza się w nim w każdym wersecie (dokładnie: 26 razy) to samo wezwanie: "bo Jego łaska na wieki". Czyżby więc nawet Biblia ukrywała mantry? Może trzeba ją wobec tego oczyścić z obcych wpływów? Pozostawiając na boku takie curiosa, warto spojrzeć teraz poważniej na tę chyba najpopularniejszą modlitwę medytacyjną w Kościele katolickim.
Czy można nazwać różaniec "biblijną pomocą do biblijnej modlitwy"? Spróbujmy odpowiedzieć na to pytanie najpierw zastanawiając się, kto jako pierwszy w historii modlił się w sposób takimi oto słowami opisany:
"Recytowane są słowa modlitwy «Zdrowaś, Mario, łaski pełna, Pan z Tobą...» Połączone z tym są rozważania według przygotowanych i podsuniętych w odpowiedniej chwili punktów. Punkty te obejmują kolejno najważniejsze tajemnice narodzenia i życia Jezusa Chrystusa, dokonanego przez Niego zbawienia, Jego zwycięstwa w tych, którzy Mu uwierzyli."
Otóż nawet jeśli dziś kojarzy nam się ten opis z różańcem, to przede wszystkim jest to relacja z pewnej modlitwy-rozważania, jaką znajdujemy na kartach Biblii! A konkretniej, w Ewangelii św. Łukasza (Łk 1, 28-37). Znajduje się tam tekst przedstawiający nam Maryję zaskoczoną nagłą "wizytą" anioła. Anioł wypowiada słowa używane tyle razy w każdej różańcowej modlitwie, słowa które obecnie znamy jako pierwszą część modlitwy "Zdrowaś, Maryjo", czyli "Pozdrowienia Anielskiego". Maryja przystępuje do "rozważania, co miałoby znaczyć to pozdrowienie" (Łk 1, 29). Nie jest w tym zdana tylko na własne siły. W zrozumieniu pomaga jej Anioł Gabriel, przedstawiający w skrócie najważniejsze punkty z (mającej się stać dopiero w przyszłości) historii zbawienia. "Poczniesz i porodzisz Syna" tak Anioł objawia tajemnicę pojawienia się Syna Bożego na ziemi; "Nadasz Mu imię Jezus" oto objawienie celu Jego misji, gdyż imię "Jezus" oznacza "Jahwe zbawia"; "Będzie On nazwany Synem Najwyższego" tak objawiona zostaje tajemnica tożsamości Jezusa Chrystusa, Syna Bożego; "Będzie panował nad domem Jakuba na wieki" słowa te zawierają zapowiedź zwycięstwa na śmiercią; i wreszcie "A Jego panowaniu nie będzie końca" przez co Anioł objawia tajemnicę nieskończonego władania Jezusa, które nie będzie miało granic (por. Łk 1, 30-33). Maryja słucha słów "Pozdrowienia Anielskiego" i "rozważając, co miałoby ono znaczyć", przebiega myślami wszystkie te punkty historii życia swojego Syna, przedstawione jest przez Anioła. Tyle o Maryi i jej rozważaniu opisanym w Piśmie św. Zauważmy jednak, że dokładnie to samo czyni chrześcijanin modlący się na różańcu.
Po pierwsze, powtarza wiele razy pod rząd słowa "Pozdrowienia Anielskiego", słowa "Zdrowaś, Maryjo". Różaniec to recytowanie "Pozdrowienia Anielskiego", gdyż tak uczynił opisany w Biblii Anioł (Łk 1, 28).
Po drugie, chrześcijanin "rozważa, co miałoby znaczyć to pozdrowienie". Różaniec to rozważanie fundamentów wiary, to rozważanie treści pozdrowienia Anioła, bo tak uczyniła jak uczy Biblia Maryja (Łk 1, 29).
Po trzecie, chrześcijanin swoje rozważanie prowadzi według pewnych punktów, zwanych "tajemnicami różańcowymi". Tajemnice te to na przykład "Narodzenie Jezusa Chrystusa" albo "Śmierć na krzyżu", lub "Zmartwychwstanie". Różaniec jest to rozważanie wzorowane na punktach podanych Maryi przez Gabriela (Łk 1, 31-37), zawierających tajemnice historii zbawienia (narodzenie, ofiara i zwycięstwo Chrystusa). Różaniec zawiera też tajemnice dotyczące zwycięstwa Ludu Bożego, gdyż "panowaniu Jezusa nie będzie końca", będzie On zwycięsko panował w tych, którzy Mu zawierzyli. Stąd biorą się tajemnice dotyczące najwspanialszej przedstawicielki Bożego Ludu Maryi, i to tajemnice dotyczące właśnie panowania mocy Jezusa w niej: Wniebowzięcie i Ukoronowanie chwałą.
Po czwarte, różaniec jest to modlitwa "z Maryją, Matką Jego". Tak było na początku, że Kościół obejmujący Apostołów, niewiasty i braci Pańskich modlił się razem "z Maryją, Matką Jego" (Dz 1, 14). Tyle tylko, że dziś ta jedność w modlitwie nie jest realizowana fizycznie, ale dokonuje się duchowo, gdyż Maryja przebywa wraz z innymi zbawionymi w niebie.
Czy więc można nazwać różaniec "biblijną pomocą do biblijnej modlitwy"? W świetle pierwszego rozdziału Łukaszowej Ewangelii trudno go chyba nazwać inaczej.

Może ktoś zapytać: a czy różaniec jest konieczny? Przecież dawniej rozmyślano o tajemnicach podanych przez Anioła Gabriela na inne sposoby. Dopiero od średniowiecza rozmyślanie to najczęściej przebiega za pomocą metody zwanej różańcem, a więc do dziedzictwa wiary w sensie ścisłym nie należy. Owszem, jest to prawda, ale różaniec należy do pięknych zwyczajów ubogacających życie wiary wszystkich tych chrześcijan, którzy odczuwają pragnienie modlenia się za jego pomocą. Z jednej strony więc, różaniec nie jest "katolicką mantrą", ale z drugiej strony nie jest absolutnym sprawdzianem katolickiej wiary. Z tego, że jest on modlitewnym wnioskiem z lektury stosownego fragmentu Biblii (1 Łk) wynika wielki pożytek z jego odmawiania, choć oczywiście nie obowiązek. Nazwano go kiedyś w analogii do zwyczajów prawosławnych "Jezusową modlitwą Zachodu". Różaniec jest pięknym ludowym zwyczajem modlitewnym chrześcijańskiego ludu i takim niech pozostanie.


Przymusowy celibat dla księży?

Wszystko to prawda, ale jednak księżom to zabraniają się żenić! Rzeczywiście, w większość diecezji Kościoła katolickiego na kandydatów do posługi prezbitera przyjmuje się tylko takich, którzy podążają za radą św. Pawła i pozostają bezżenni, "aby troszczyć się o sprawy Pana, o to, jak by przypodobać się Panu" (1 Kor 7, 32). Po pierwsze jednak, nie w całym Kościele katolickim tak jest (istnieją inne ryty poza rytem łacińskim!), nie zawsze tak było (w pierwszych wiekach istniało sporo żonatych prezbiterów i biskupów) i co więcej w przyszłości może się to zmienić. Otóż celibat księży nie jest doktryną (czyli niezmienną prawdą wiary, dogmatem), ale jedynie zwyczajem. Zwyczaje mogą się zmieniać i faktycznie w historii Kościoła bywają zmienne. Może się więc tak zdarzyć, że za jakiś czas któryś z przyszłych papieży zmieni tę praktykę, na przykład w niektórych krajach.
Jeśli celibat jest zwyczajem kościelnym, a nie doktryną, to krytykowanie go na podstawie Biblii ma równie mało sensu, co zarzut, że protestanci dopuszczają kandydata do funkcji pastora jedynie po ukończeniu seminarium lub kolegium teologicznego. Czy Biblia mówi coś o seminariach i kolegiach? Oczywiście nie, co nie przeszkadza, że pomysł kończenia kolegium jest całkiem dobry. Można natomiast dyskutować nad owocnością celibatu z punktu widzenia praktycznego, ale to już całkiem inny problem.
A co z tym, że podobno "Biblia naucza, aby biskupi mieli żony"? W Pierwszym Liście do Tymoteusza czytamy: "Biskup powinien być [...] mężem jednej żony" (1 Tm 3, 2). Gdy jednak przeniesiemy się duchem do pierwszego chrześcijańskiego wieku, to jasnym się stanie, że przedmiotem nauczania Apostoła nie jest biskup-celibatariusz, który powinien mieć jedną żonę (a nie ma żadnej). Wynika to już choćby z tego, że przecież sam Paweł żony nie miał (por. 1 Kor 7, 7 i 9, 5).
Przedmiotem nauczania jest tutaj biskup lub kandydat na biskupa, który gdyby został wdowcem nie powinien żenić się po raz drugi. Podobnie jak wdowy, aby być wpisane na listę Kościoła musiały być według 1 Tm 5, 9 "żoną jednego męża" (a nie dwóch, na przykład gdyby wdowa wyszła za mąż po raz drugi), tak samo biskup musiał być według 1 Tm 3, 2 "mężem jednej żony" (a nie dwóch, gdyby po śmierci pierwszej znowu się ożenił). List do Tymoteusza nie jest więc poleceniem, aby biskup koniecznie miał żonę zamiast żyć w celibacie, ale jest ograniczeniem nałożonym na małżeńskie zwyczaje biskupów. O ile każdy inny chrześcijanin mógł po owdowieniu szukać sobie nowej żony, o tyle biskup (a nawet kandydat na biskupa) nie. Jasne jest więc, że już Kościół apostolski opisany w Biblii uważał, że małżeńskie zwyczaje biskupów powinny być inne, bardziej powściągliwe niż wszystkich pozostałych chrześcijan.
Dziś zwyczaj kościelny jest jak wiadomo jeszcze bardziej rygorystyczny. Jeśli może kiedyś w przyszłości ulegnie to zmianie, nie wpłynie to w żaden sposób na katolicką wiarę w biblijne nauczanie o wartości pobłogosławionego przez Boga małżeństwa i o wartości zalecanego przez Boga życia w bezżeństwie i celibacie.


Odpusty i czyściec:
Do nieba tanio i na raty?

Podobno chrześcijanin, który jest usprawiedliwiony z grzechów, jest już za życia zbawiony i o żadnej karze za grzech myśleć nie musi. Podobno też, kto ma być zbawiony, zaraz po śmierci idzie do nieba i niepotrzebne mu tam żadne odpusty. A temu, kto ma być potępiony tym bardziej. A więc sprawa zakończona. Czy jednak na pewno?
Katolicy wspominają czasem w kontekście śmierci i sądu Bożego o tak zwanych "odpustach". U krytyków katolicyzmu wyobrażenia o tym, czym katolicki odpust jest, bywają dość fantastyczne. W czasopiśmie bardzo chrześcijańskim, z tytułu sądząc wyczytać można było niedawno, że podobno według katolików "odpust to częściowe lub całkowite "darowanie grzechów" za dokonane zasługi". Warto więc przypomnieć, że tak naprawdę, według katolików odpust jest to darowanie przez Boga kary doczesnej tylko za te grzechy, które już wcześniej zostały przebaczone i z których człowiek już został usprawiedliwiony przez wyznanie grzechów. W nauczaniu o usprawiedliwieniu z grzechowej winy mówi się obecnie w Kościele katolickim całkiem słusznie o wiele więcej o miłosierdziu Bożym i o ewangelicznych obietnicach przebaczenia niż o odpustach. Nie stanowią one na pewno centrum naszej wiary. Bywa jednak, że nauka o odpustach, choć z całą pewnością nie najważniejsza dla nas, staje się okazją do podnoszenia najróżniejszych zarzutów. Podobno "Biblia całkowicie inaczej uczy na ten temat".

Fragmenty brane z książki ks. Andrzeja Siemieniewskiego "Na skale czy na pisaku?"
23-03-2005 15:42
Odwiedź stronę użytkownika Znajdź wszystkie posty użytkownika Odpowiedz cytując ten post
Odpowiedz 


Wiadomości w tym wątku
Katolicyzm - Harpoon - 23-03-2005, 13:22
[] - Daidoss - 23-03-2005 15:42
[] - Gregoriano - 23-03-2005, 19:59
[] - Harpoon - 23-03-2005, 20:17
[] - Offca - 24-03-2005, 00:22
[] - Gregoriano - 24-03-2005, 10:22
[] - Lewiatan - 24-03-2005, 12:27
[] - Harpoon - 24-03-2005, 13:13
[] - Offca - 24-03-2005, 13:29
[] - Tomek ptak - 24-03-2005, 13:32
[] - Harpoon - 24-03-2005, 13:34
[] - Tomek ptak - 24-03-2005, 13:35
[] - Daidoss - 24-03-2005, 14:11
[] - ks. Arkadiusz - 25-03-2005, 00:37
[] - Cichociemny - 15-08-2005, 01:06
[] - alus - 15-08-2005, 21:17
[] - ks. Arkadiusz - 15-08-2005, 22:25
[] - Cichociemny - 15-08-2005, 22:38
[] - alus - 16-08-2005, 18:25
[] - ks. Arkadiusz - 16-08-2005, 22:52
[] - Anonymous - 28-08-2005, 20:56
[] - Ajfen - 28-08-2005, 21:01
[] - Aslan - 28-08-2005, 21:06
[] - Offca - 28-08-2005, 21:11
[] - Ajfen - 28-08-2005, 21:35
[] - Anonymous - 28-08-2005, 21:42
[] - Aslan - 28-08-2005, 22:02
[] - Anonymous - 28-08-2005, 22:02
[] - Ajfen - 28-08-2005, 22:12
[] - Aslan - 28-08-2005, 22:20
[] - Offca - 28-08-2005, 22:40

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek:
1 gości

Wróć do góryWróć do forów