Ten post napisałem ja: Gregoriano zmienię później autora!!!!Gerwaz napisał(a):Zaznaczam od razu, ze nie wykluczam mozliwosci nawrocenia np. na kursie "Filip", bo to juz sprawa miedzy Bogiem a czlowiekiem, ale tez sadze, ze nie tedy droga.
Spoko, twoje zdanie!
A którędy ta droga?
Gerwaz napisał(a):Kurs "Filip" teoretycznie ma ludzi zewangelizowac. Co to znaczy? Otoz w ciagu tych trzec dni uczestnicy tak naprawde maja bardzo niewiele czasu na przemyslenie spraw, o ktorych im sie mowi. Jest za to bardzo duzo emocji, ktore latwo w takim rozentuzjazmowanym tlumie uznac za rzeczywiste akty przemiany. Tak niestety czesto nie jest. Zdarzaja sie radykalne, nagle nawrocenia, jak np. swietego Pawla. Chociaz nie. Nieprawda - on tez potrzebowal czasu i spokoju aby to wszystko poukladac w czaszce i przyjac (kiedy stracil wzrok).
Chyba trochę sobie zaprzeczyłeś! Dlaczego? Bardzo fajnie ukazałeś znaczenie kursu "Filip" właśnie na przykładzie św. Pawła. On doświadczył "szybkiego" nawrócenia, podobnie jak na kursie - jak sądzisz! Właśnie. Kurs "Filip" może być tym początkiem jak u Pawła, niezbędnym /w relatywnym sensie, jeśli chodzi o konkretne osoby/, aby ruszyć z miejsca. Dzięki za dobry przykład! Po nim można wszystko poukładać, ale najpierw Bóg
"musi wszystko zniszczyć"!
Gerwaz napisał(a):Na "Filipie" wszystko dzieje sie w jakiejs maniakalnej goraczce... Ludzie maja wyjsc i ewangelizowac innych, chociaz tak naprawde sami jeszcze osobistego kontaktu z Bogiem czesto nie nawiazali.
Dobra, masz negatywne doświadczenia z "Filipa". Nie podważam, to nie jest idealne dzieło. Tylko robisz pewien błąd, dość poważny jak dla mnie. Przekładasz swoje jedno doświadczenie na wszystko. Indukcyjnie oceniasz ogół. Dla Ciebie to jest maniakalna gorączka dla innych może nie! Od czegoś trzeba zacząć. Chodzi mi o podejmowanie decyzji wiary, może - na przykład - Ty potrzebujesz więcej czasu, choć wcale nie wyklucza to, że na Filipie możesz ogłosić Jezusa swoim Panem, później to pogłębiać! Apostołowie tak robili, Jezus też postawił młodzieńca w kłopotliwej sytuacji, musiał decyzję podjąć od razu! Dla mnie ta decyzja jest jakimś początkiem, dopiero z czasem możemy tak naprawdę uświadomić sobie co zrobiliśmy! Zawsze tak jest! Na ślubnym kobiercu nie wiesz co Ciebie czeka, a jednak podejmujesz ryzyko!
Gerwaz napisał(a):A potem (zaraz po zakonczeniu kursu) skladaja swiadectwa. Szczerze mowiac stracilem szacunek do swiadectw mowianych "na goraco" po zakonczeniyu jakichs rekolekcji, bo sam wiem, ze te emocje, ktorych kurs/rekolekcje dostarczyly trwaja przez okolo tydzien.
A może przez dwa tygodnie? Skąd te uogólnienia? Wszystko do jednego wora. Zgoda z emocjami jest różnie, ale dlaczego tak ostro je odrzucasz? Gdy człowiek polega głównie na emocjach to błąd. Jednak nie można ich całkowicie odrzucić! To część naszej natury. Czy radość po kursie jest taka zła. /wiem o co ci chodzi, gdy to przejdzie odchodzą i nawrócenie ma wyłącznie chwilowy efekt/ Napisałem tak, ponieważ trochę skrajnie większość dla Ciebie podlega emocjom. Są przecież emocje, że tak to określę, o charakterze duchowym. Już Pismo św. mówi o smutku pochodzącym od Boga, który nas oczyszcza.
Oczywiście bronię kursu "Filip". Choć doskonale zdaję sobie sprawę z tego że wzbudza emocje. Tylko sądzę, że nie należy się ich bać. Nie przeczę, niektórzy im ulegają /nie wszyscy/, ale dla nie których właśnie jakieś takie przeżycia stały się powodem nawrócenia. /Trudno nie odczuwać radości gdy Bóg nawiedza - tylko fakt nie każdy umie to przyjąć we właściwy sposób, ale to przecież też pedagogia Boga, czy jesteśmy w stanie ją pojąć?/ Doświadczenie również pokazuje, moje zaznaczam, że jest wcale nie mało rzeczywistych nawróceń, na kursie, który ponoć jest aż tak emocjonalny /bo jest ale nie aż tak ja to przedstawiasz/. To jest mój następny zarzut wobec Ciebie! Na postawie twojego Filipa dokonałeś dużych uproszczeń rzeczywistości. Niby same emocje pchają ludzi do konkretnych decyzji... Zresztą Filip to początek, to nie jedyne narzędzie ewangelizacji.
Podsumowując: kurs wzbudza emocje nie da się ukryć, jednak twoje stanowisko jest dla mnie przejaskrawione. Inaczej można by było posądzić twórców o manipulację ludźmi, chybioną metodologię itd. Zresztą trudno mi się teraz całościowo wypowiedzieć, będzie to przedmiotem dalszej dyskusji /bo trochę to zagwatmane/
Gerwaz napisał(a):Znacznie bardziej trafiaja do mnie slowa (ale przede wszystkim czyny) ludzi, ktorzy np. pol roku po jakichs rekolekcjach, albo osobistym nawroceniu potrafia pokazac i powiedziec, ze w tym dalej trwaja, ze to nie bylo puste, nawet, jesli jest ciezko.
Masz takie same odczucia/zdanie jak ja. Zgoda w 100%. Jednak do takiej postawy prowadzi nas Bóg różnymi drogami. Wiem jestem monotematyczny, ale takie kursy o których mówimy są jednym ze „wstępów”. Przecież kiedyś u każdego z nas następuje spotkanie z Jezusem. U jednego przez kursy, u innego jakoś inaczej.
Gerwaz napisał(a):Sama forma glosnej publicznej ewangelizacji jest wg. mnie chybiona (wiem, ze zaraz przytoczycie motyw apostolow, ale prosze - na razie zostawmy ich w spokoju).
Trochę naginasz! Dlaczego mamy zostawić apostołów, bo nie pasują do tego co chcesz przedstawić? To skąd niby mamy czerpać wzorce? Nie tędy droga. Jednocześnie tak argumentujesz bez wglądu w to co mówi Kościół, a to bardzo spłyca. Encykliki, postanowienia Vaticanum II itd., to bardzo ważne w naszej dyskusji i twoim myśleniu. Przecież należymy do jednego Kościoła, nie można polegać tylko na swojej mądrości!
Gerwaz napisał(a):Dlaczego? Dlatego, ze czesto po czyms takim czlowiek potrafi wyjsc na miasto, wziac tube i krzyczec, ze "Jezus jesty Panem", a nie jest w stanie okazac zwyklej ludzkiej zyczliwosci mieszkancom tego samego domu...
Zgoda w 100%, choć trochę to przedstawiasz jakby Nowa Ewangelizacja polegała tylko na słowie. Tak nie jest. Niech komentarzem będą słowa Jana Pawła VI-tego: „Człowiek współczesny chętniej słucha świadków niż nauczycieli, a jeśli słucha nauczycieli to tylko dlatego, że są jednocześnie świadkami” Pamiętaj ewangelizacja opiera się na trzech filarach! 1. Ewangelizacja prorocka – to właśnie głoszenie;
2. Ewangelizacja kapłańska – poprzez modlitwę;
3. Ewangelizacja królewska – poprzez czyny – najważniejsza, najlepszy przykład to Matka Teresa z Kaluty.
To jest nierozerwalne, inaczej głosić nie można, to będzie tylko propaganda!
Choć to co napisałeś jest nie jasne. Czy chodzi o ewangelizatorów, czy o nowo nawróconych?! Bo od neofitów to na początku nie ma co żądać idealnego życia. Zresztą znam tyle osób, które po Filipie radykalnie się nawróciły, że nie można tak uogólniać! Oczywiście jest druga strona medalu, ta mniej pozytywna ale to wcale nie przekreśla całości!
Gerwaz napisał(a):Nawrocenie dokonuje sie w sercu. Tam tez sie zaczyna - na pewno nie od naklaniania do pokrzykiwania slow "Jezus jest Panem!", czy "Zaufaj Panu!".
Tak, ale wiara rodzi się ze słyszenia, przepowiadanie jest konieczne, inaczej Jezus by nas nie posyłał aby konkretnie głosić, mówić, krzyczeć! Czyny, modlitwa, słowo!
Pozdrawaim.
PS. Stary dzięki za twój głos. To że się różnimy to nic. To co napisałeś jest dla mnie bardzo ważne, nie lekceważę tego, wręcz pobudziłeś mnie to bardziej krytycznego myślenia. Choć pewne wady już dostrzegałem wcześniej oczywiście.