Myszkunia napisał(a):Tobie nie chce sie czytac, mnie - pisac.
Twoja sprawa- nie chcesz, to nie.
Myszkunia napisał(a):sant napisał/a:
to wikipedia, czytaj całość.
ale co to ma wspólnego z katolickim spojrzeniem na świat?
podane jest, jak chrzescijanie patrz na smierc.
Wiesz, ja raczej wiedzy z wikipedii czerpać nie zamierzam. Co najwyżej przypomnieć sobie jakąś datę.
Wolę kierować sie nauczaniem Kościola i patrzeć na śmierć oczami wiary.
Myszkunia napisał(a):sant napisał/a:
Erich Lindemann, psychiatra uważany za jednego z pionierów interwencji kryzysowej, opisał typowe doznania związane z żałobą ( M. Lis – Turlejska, 1989 ). Zaliczył do nich:... Freud....
Jak wyżej.
I wydaje mi się że zmieniasz temat na:"psychologiczne aspekty śmierci osób bliskich"
to Wy narzucilicie tytul tematu, nie ja.
Ale na pewno nie ja zaczaem go omawiać z punktu widzenia psychologii i Freudyzmu.
Ja, a myślę, że inni odpisują ci i dyskutują z punktu widzenia Kościola. I swojej wiary.
Nie neguję oczywiście psychologii, ale to nie sympozjum naukowe.
Napisalaś, że psychiatra, Lindemann, opisał doznania związane z żałobą. A ja odpisalem, że to nie ma nic wspólnego z naszym tematem. Bo tu dyskutujemy o aspektach wiary. I podejrzewam, że ateista będzie bardziej cierpial niż osoba wierząca. I w róznych kulturach sa rózne wskaźniki i rózny odbiór. Ale mnie owe aspekty nie interesują, a punkt widzenia chrzescijan tak.
Myszkunia napisał(a):To czemu chcesz,zeby WSZYSCY chrzescijanie przezywali jak Ty?
Ty zacytowalas jeden fragment, kto inny drugi - o tym,ze sam JEZUS PLAKAL PO SMIERCI PRZYJACIELA.
Myślę, że Omyk (bo chyba o niej myslisz) niczego tu nie narzuca i niczego nie chce. Przedstawia swój punkt widzenia i to co odkryla na drodze do wiary. Nie rozumiem twojego wzburzenia.
Co do owego cytatu- wyobraź sobie że Żydzi przechodzili ewolucję swoich wierzeń. Pan Bóg stopniowo ich edukowal, oczyszczal wierzenia poprzez fakty ich histori. To samo robi z nami poprzez fakty naszego życia.
Jeszcze w czasach wędrówki przez pustynię nikomu się nawet nie śnilo zycie wieczne. Cnotliwe życie bylo wedle ich wierzeń nagradzane np bogactwem doczesnym.
W czasach królestwa, Saul zabrania korzystać z usug wywolywaczy duchów, a więc już zaczynają mieć przeblyski jakiejś formy istnienia po śmierci. Wiecej o tym już mówią ksiegi Machabejskie. A już w czasach Jezusa wierzą w jakąś formę życia po śmierci.
I dopiero Jezus odkrywa przed ludźmi Niebo i życie wieczne. Do wszystkiego trzeba dorosnąć. Placz wtedy po śmierci byl normą. Nawet istnial zawód placzki. Plakaly za pieniądze.
Bóg zawsze "nagina" się do poziomu rozumienia ludzi, by ci Go zrozumieli.
Zauważ, że stopniowo "oswaja" ludzi ze swoim prawdziwym Obliczem, bo by Go nie przyjęli. Jak wytlumaczyć prymitywnym nomadom zasadę milości nieprzyjaciól? - dla nich to by absurd. Dlatego najpierw objawia im żeby nie zabijali ludzi ze swego klanu, potem szczepu itd. I ta edukacja trwala tysiące lat. Potem dopiero w niewoli babilońskiej, gdzie w ogromie cierpień, wygnania oczyszczala sie ich wiara, zrozumieli univewsalizm Boga. I to że nikogo nie można zabijać. Ale dopiero w czasach Jezusa niektórzy tylko przyjęli Jego orędzie o milości nieprzyjaciól. Inni odrzucili. Upynęly dwa tysiące lat i powiedz komuś że ma kochać swojego szefa z pracy, który go wykorzystuje i mobbuje. Albo tego kto niszczy twoją rodzinę, albo zlodzieja......itd. Gwarantuję ci, że wielu będzie zgorszonych. I powie- to ja taką wiare, takie chrześcijaństwo mam w nosie. I odejdzie zgorszonych Jezusem. Tak - dzisiaj Jezus też gorszy.
I podobnie jest ze śmiercią i życiem wiecznym. Cierpimy, gdy ktos nam "zabiera" nasze przyzwyczajenia czy wyobrażenia, tak jak cierpieli ci ludzie gdy dowiedzieli się że nie tylko nie wolno zabijać nieprzyjaciela, ale go kochać, modlić sie za niego, pomagać mu. Bezinteresownie. A Jezus ze swoim orędziem i zyciem przelamuje schematy i lamie przyzwyczajenia. Zmienia, wywraca do góry nogami naszą mentalność. Każe kochać krzyż, gdy my chcemy by bylo sodziutko i cukierkowo.