(Bez cytowania, gdyż zrobiłby się tasiemiec
)
Jeżeli chodzi o kwestię religii, to zgodzę się, aczkolwiek nie do końca o to mi chodziło. Mianowicie uważam, że nie jest istotne, czy koncepcje religijne, do których odwoływała się "dawna" magia, zakładają istnienie konkretnego bóstwa. Jeśli zakładają - to sprzeczność z pierwszym przykazaniem była oczywista. Ale czy, jeśli nie zakładają, nie jest tak samo? Zauważmy, że jeśli praktykowano magię jako część pewnego systemu religijnego nie uznającego osobowego bóstwa, to i tak, automatycznie, zaprzeczało się istnieniu tegoż osobowego bóstwa - co również jest sprzeczne z "Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną" (sprzeczne pośrednio, gdyż nie wyznawanie Jahwe w ogóle implikuje niemożliwość dotrzymania tego przykazania).
Tak więc ponownie - aby dowieść, że w tym właśnie punkcie jest logiczna sprzeczność między chrześcijaństwem a magią, konieczne byłoby wykazanie, że w czasach, gdy pisano Biblię, istniała magia niezależna od żadnego systemu religijnego - nieistotne, czy uznającego osobowe bóstwo, czy też nie.
Kwestia naturalności i nie objawienia tego przez Jezusa. Teoretycznie jest to prawda. Jest tylko pewne "ale". Aby wziąć pierwszy przykład z brzegu - czy Jezus objawił nam działanie elektryczności albo sił atomowych? Również nie. A czy są one naturalne? Tak. Stąd uważam, że argument ten nie ma racji bytu, gdyż mamy namacalne dowody, że nie wszystko, co naturalne, zostało nam objawione.
Jeśli natomiast chodzi o to, co mówił Jezus. Owszem, Jezus zawsze mówił, że nie On uczynił to, co uczynił, ale "Jego Ojciec uczynił to przez Niego". Ale znowu pojawia się "ale". Owym "ale" jest kwestia rozumienia tego stwierdzenia. Bo można je rozumieć w zasadzie na dwa sposoby:
1. Jako stwierdzenie, że człowiek niczego nie może sam uczynić, żadnego "cudu", a jedynie Bóg może zdecydować, że cud ten zostanie uczyniony jego rękami.
2. Jako pouczenie, przestroga przed pychą. Coś mniej więcej jak: "Pamiętajcie, cokolwiek robicie, robicie to dlatego, że Bóg, przy stworzeniu, dał wam taką moc" - mniej więcej jak przestroga przed "wieżą Babel". Czy w wieży Babel złe było to, że ludzie budowali tak wysoki budynek? Nie. Złe było to, że uważali, iż mają siłę sami w sobie, nie pochodzącą od Boga, że mogą Bogu dorównać lub Go prześcignąć. Tu natomiast sensem może być przestroga przed pychą, przed osobistą "wieżą Babel".
Tu jest też ciekawa sprawa w cytacie, który ojciec przytoczył:
"12. Na ten widok Piotr przemówił do ludu: Mężowie izraelscy! Dlaczego dziwicie się temu? I dlaczego także patrzycie na nas, jakbyśmy
własną mocą lub
pobożnością sprawili, że on chodzi? "
Moim zdaniem tu właśnie można wyczytać zagrożenie "wieżą Babel" - ocenianie swojej mocy jako własnej, nie pochodzącej od Boga.
Pytanie, które się nasuwa: Co oznacza "własna moc"? Moim zdaniem rozróżnieniem jest właśnie ulokowanie tej mocy, a nie jej dostępność. Kwestia, czy uznajemy, że taka moc leży gdzieś poza Bogiem, czy też jest człowiekowi dana przez Boga, i dzięki niemu można z niej korzystać. Tak ja to widzę (oczywiście zdając sobie sprawę, że możliwe są też inne interpretacje).
Jeśli chodzi o autosugestię i modlitwę, to na pierwszy rzut oka wydaje mi się to dobrym argumentem. Jednak...
Hmmm, ma on sens przy założeniu, że podczas modlitwy, za naszym wstawiennictwem, oddziałuje Bóg. Ale na chwilę spójrzmy nieco z boku, bez wstępnych założeń.
Czym w zasadzie jest magia? W najprostszym ujęciu (mówię o magii "energetycznej") - ukierunkowanie świadomej woli na cel, a co za tym idzie skłonieniem podświadomości do ukierunkowanego również działania energetycznego (w największym uproszczeniu mówiąc).
A teraz - czym jest modlitwa (chwilowo zakładając brak wstępnych założeń religijnych). Cóż, modlitwa może być... dokładnie tym samym, ale osadzonym w pewnej idei religijnej. Ukierunkowaniem świadomej woli, pragnienia. A, co za tym idzie, podświadomość również podąża za wolą i... będąc głęboko nastawionym na sukces, na efekt (wierząc, że Bóg pomoże, w swojej orientacji religijnej) nasza podświadomość kierunkuje energię. I efekt jest. Tyle, że orientacja religijna jest jedynie otoczką dla rzeczywistego działania mechanizmu.
Co z kolei wyjaśnia, czemu takie modlitwy mogą być skuteczne nawet, gdyby nie były prawdziwe przesłanki, na których są oparte (albo takie, że modlitwą prosimy Boga, albo, bardziej radykalnie - że Bóg nie istnieje).
Co oczywiście, zdaję sobie sprawę, jest dla kogoś wierzącego nie do przyjęcia. Jednak, jeśli spojrzeć na to z całkowicie otwartej perspektywy, bez wstępnych założeń - możliwe.
Przy czym oczywiście nie musi to oznaczać od razu tej radykalnej odpowiedzi - że Boga nie ma, a jedynie to, że mamy możliwość wpływania sami z siebie, i to robimy, często nawet nie będąc tego świadomi (oczywiście "sami z siebie" może tu też oznaczać "dzięki mocy, którą mamy od Boga zawsze, i korzystamy z niej wedle wolnej woli").
To kilka moich przemyśleń na ten temat, zdaję sobie sprawę, że kontrowersyjnych, jednak chciałem przedstawić sprawę z różnych punktów.
Pozdrawiam serdecznie
[ Dodano: Sro 14 Kwi, 2010 08:58 ]
Aha, jeszcze jedna kwestia, która przyszła mi na myśl. Otóż oglądałem sporo świadectw ludzi, którzy mieli złe przeżycia z magią (a niedługo również dołączę i te, które ojciec wstawił). Dziwi mnie tylko jedna rzecz. Mianowicie: co łączy te świadectwa? Otóż:
1. Wszyscy ci ludzie wychowywali się wcześniej w duchu katolickim (w katolickich rodzinach) lub też przeszli wcześniej na katolicyzm.
2. Następnie zaczęli się interesować magią.
3. Wtedy ich wiara albo została mocna, ale z wyłączeniem magii, albo osłabła, albo zanikła.
4. Zaczęli odczuwać negatywne skutki magii.
5. Powrócili w pełni na łono Kościoła Katolickiego.
(cóż, ewentualnie można zamienić "katolicki" na "chrześcijański", choć nie pamiętam świadectwa żadnego wyznawcy protestantyzmu czy innego wyznania chrześcijańskiego)
Warto więc zauważyć, że to, co łączy te świadectwa to fakt, że ludzie ci dorastali czy też ogólnie żyli wcześniej w duchu chrześcijańskim, i do chrześcijaństwa (ortodoksyjnego) też po zerwaniu z magią wracali. Czy to nie dziwne? Dlaczego nie ma żadnych świadectw buddystów? Dlaczego nie ma świadectw neo-pogan, hinduistów, czy, co byłoby MOCNĄ poszlaką - ateistów?
Taka postać rzeczy może nasuwać podejrzenie, że (patrząc zupełnie z boku) to nie magia sama w sobie oddziaływała źle, ale wcześniejsze przeświadczenia modyfikowały skutki. Doskonale wyjaśnia to model zarówno psychologiczny, jak i energetyczny - ludzie, którzy mieli wcześniej przeświadczenie o negatywnym działaniu magii, którym (przed bądź w trakcie praktyki) wpajano, że magia działa negatywnie, rzeczywiście odczuwali negatywne skutki. Dlaczego? Gdyż mieli zakodowane w podświadomości, że magia działa negatywnie - stąd oprócz normalnego działania, ich podświadomość generowała też to, o czym była przeświadczona - że działając magicznie odczuje się negatywne skutki (od prostych skutków duchowych do "efektu opętania" na drugim końcu skali).
Takie myślenie popiera fakt, że dziwne, iż właśnie od chrześcijan, którzy uczeni są wciąż o negatywnym działaniu magii, pochodzą praktycznie wszystkie świadectwa. Nie ma jednak takich świadectw od kogoś, kto ani chrześcijaninem nie był, ani, po zerwaniu z magią, na chrześcijaństwo nie przeszedł.