M. Ink. * napisał(a):Owszem. Byłby skłonny. Moim zdaniem słabo znasz ludzką naturę i jej skłonność do zła. Człowiek pragnie rajskiego błogostanu, ale ulega swemu pożądaniu (trojakiego rodzaju - jak w 1 J 2, 16). Mógłby zaprzeć się siebie, ale woli niestety "iść na łatwiznę" (opór wobec takiego pożądania jest dość trudny). Wybiera więc wygodę i odrzuca religijne wymagania, a z nimi ich Autora: Boga. To proste.
Zobacz mam znajomych którzy są ateistami powierzchownie dla wygody i z lenistwa i to także są pewne czynniki, jednak to one razem z zamknięciem się na inne poglądy tworzą nieświadomość - jest to pewna niewiedza. Jeśli człowiek nie będzie się całe życie edukował i nie będzie chciał zmieniać siebie, stać się odkrywcą własnego Ja i zmierzać ku prawdzie, jeśli zamknie się w swoich ramach pozostanie nieświadomy. Dam Ci przykład: wchodzisz do budynku. Na parterze znajdujesz kilka złotych monet. Zbierasz je z podłogi i widzisz dalej kolejne monety na schodach. Tutaj możesz wybierać - czy to Ci wystarczy, czy będziesz zbierał je ze schodów a może posuniesz się o krok dalej i na nast. poziomie odnajdziesz kufer pełen kosztowności
Jeśli wybierzesz złoto z podłogi i to Ci wystarczy to nie mogę powiedzieć, że nie chcę Ci się zbierać go dalej, bo skąd mam wiedzieć czy wiesz co jest na nast. poziomie (lub raczej czy wierzysz, że coś tam jest) a może blokuje Cię coś innego? Nie wiem, nie osądzam - nazywam to ogólnie nieświadomością.
Masz dużo racji jednak aby nie generalizować nie oskarżam ateistów o płytki chęć wygody tylko zbieram czynniki i nazywam je nieświadomością.
Cytat:Nieświadomość jest przereklamowana. Postrzeganie wszystkich wokół jako nieświadomą masę, którą chce się uświadamiać, to płaskie wywyższanie się nad innych i robienie z siebie pseudomesjasza.
Lepiej było by połączyć za i przeciw i stać się zwykłym człowiekiem który nie wywyższając się chcę pomóc innym - czy np: misjonarze nie są takimi ludźmi? Zresztą po co szukać tak daleko - uświadamiając kogoś z powodzeniem jesteś dla tej osoby niczym zbawiciel (już o tym pisałem) i śmiem stwierdzić, że jest to cenniejsze od uratowania kogoś z płonącego domu - ratujemy duszę/"duszę" nie ciało