omyk napisał(a):Po to chcesz to sprawdzać? Taka misja? To trzeba było nie żenić się w Kościele, tylko trwać w związku niesakramentalnym, żeby pokazać swym życiem miłość Chrystusa do ateistów, misja prawie jak Ozeasza
Czy ty omyku naprawdę nie rozumiesz sensu śmierci Chrystusa? Czy tylko próbujesz dociekliwie drażyć pokazując innym ich błędy w myśleniu? Czy ja napisałem, że Chrystus gdzieś wspominał, że popiera związki niesakramentalne, cudzołożenie, ateizm? Raczej nigdzie takich rzeczy nie pisałem, gdyż doskonale wiem, że Chrystus nie popiera grzechu. Ale nie oznacza to, że przestaje kochać takich ludzi, którzy idą inna droga niż ta, która prowadzi Kościół. Umarł za wszystkich grzeszników i każdego grzesznika kocha, pragnie jego zbawienia i liczy na jego nawrócenie, ale też daje wolna wolę. Jeśli ktos sam dobrowolnie odrzuci Boga to nie będzie nikogo zmuszał do tego aby przyjął Boga, aby otrzymać zbawienie, jednak patrząc sie nawet na fakty biblijne to masz przykłady, że nawet cudzołożnicy nawracali się gdy im odpuszczał ich grzechy. Czy tego nie widzisz?
Dlaczego Chrystus nie powiedział cudzołożnicy czy innym: "Idźcie precz, nie chcę się zadawać z takimi jak wy, ja jestem czysty, bez grzechu a wy cały czas grzeszycie" ? Dlaczego nie przegonił Piotra po tym jak trzykrotnie się go zaparł? Przecież mógł mu spokojnie powiedzieć :" Zdradziłes mnie, idź precz" a nie dawać mu jeszcze klucze do bram nieba, władzę nad całym Kościołem. Czyz to nie jest durne? A jednak to zrobił. Czy pochwalał to co zrobił Piotr? Napewno nie. Czy pochwalał te wszystkie grzechy cudzołoznic i cudzołożników? Jasne, że nie. On doskonale rozumiał czym jest grzech, ale On nie przyszedł po to, aby pochwalać grzechy ludzi, nie przyszedł tez po to, aby potępiać takich ludzi. On przyszedł po to, aby takich ludzi zbawić a więc uwalniać od takich grzechów, Jest przeciwny temu by grzeszyć, ale rozumie słabosć człowieka a po za tym jest taka sama miłością jak Jego Ojciec, więc nie chce nikogo potępiać, ale wybawiać od grzechów, dlatego też trzyma nad każdym swoją rekę, przebacza, gdy ktos szczerze prosi o przebaczenie, liczy na nawrócenie się człowieka. I posługuje sie innymi, aby właśnie takim grzesznikom pomagać w tym, aby rzeczywiście mogli dostąpić zbawienia.
Spojrzyj tez jak traktował faryzeuszy a więc tych, którzy udawali wielce mądrych i znających pisma.
Czy sam jako znajacy pisma chciał z nimi przebywać? Czy może cześciej szedł tam, gdzie byli właśnie grzesznicy, tacy, którzy upadali i taplali się w brudach, we własnych grzechach, które często były i są nadal konsekwencja ludzkiej głupoty i lekceważenia przykazań Bożych.
To, że ja przyjąłem sakrament małżeństwa to był mój własny wybór i przyjęcie Boga, chęć budowania swojego związku na mocnym fundamencie, ale jak doskonale wiesz- jest wiele małżeństw, które odrzuciły taką drogę z różnych powodów. Czy to ma oznaczać, że takie małżeństwa maja być pozbawione zbawienia? Jaka mamy pewnosć, że takie małżeństwa, tacy ludzie nie działaja pod wpływem pokus złego. Skoro sami katolicy upadają, grzesza to tym bardziej takie osoby też sa słabi i moga być zniewoleni, stąd też ich wybór drogi nie jest może właściwy, ale Bóg czuwa nad nimi i czeka na to, że może sami będa chcieli zbawienia, że jeszcze wybiora Boga, choćby w tej ostatniej chwili, w tej ostatniej szansie na zbawienie. Pamiętaj też, że każda dusza należy do Boga i jeśli ktoś będzie chciał przebywać z Bogiem i będzie prosił Boga o łaskę i przebaczenie to ma szanse na zbawienie, tak jak było to z Dobrym Łotrem, kiedy na krzyżu prosił Chrystusa o łaskę, o przebaczenie. Czy otrzymał je? A był przecież przestepcą.
I aby była jasność : ja niczego nie chcę sprawdzać, nie mam ku temu żadnej misji. Nie wiem skąd ci to przyszło do głowy? Moją misją, podobnie jak każdego chrześcijanina jest głoszenie Dobrej Nowiny, obrona wartości chrześcijańskich i staram sie ich bronić, nie popieram grzechu, ale też nie moge powiedzieć, że Bóg nie kocha ateistów czy innych grzeszników, gdyż to byłoby tez sprzeczne z tym co naucza Kościół i samo Pismo Świete. Bóg kocha każdego grzesznika i za każdego ofiarował swojego Syna, ale jeśli ktoś sam odrzuci Boga, szczególnie w tej ostatniej chwili to sam skazuje siebie na potepienie. Do tej ostatniej chwili każdy jeszcze może mieć szanse na zbawienie. Miłosierdzie Boże jest większe od naszych grzechów, ale i Bóg do czasu przyjmuje wolę człowieka i jego grzechy. Są też granice, kidy ten czas życia w grzechu sie kończy.
omyk napisał(a):Bóg troszczy się o cudzołożne związki? Cóż za szokujący wniosek.
Stąd właśnie dla uniknięcia takiego "odkrycia" podkreśliłam, że inną sytuacją jest taka, w której dwoje ateistów żyje razem w związku cywilnym we wzajemnej wierności, a inną jest taka, gdzie dwoje katolików żyje na kocią łapę w tzw. niesakramentalnym - ładnie mówiąc - związku. Bóg wspiera osoby swoją łaską, ale na pewno nie popiera cudzołożenia, a ono przecież ma miejsce właśnie wtedy, gdy dwoje wierzących ludzi postanawia żyć razem bez Bożego błogosławieństwa i łaski, której znakiem jest przyjęcie sakramentu. Jeśli ktoś jest świadomy, a odżegnuje się od łaski Bożej w tej kwestii, to o czym tu mówić? O jakiej Bożej trosce, skoro jest odrzucona już na starcie?
Ale cały czas zapominasz omyku o szansie nawrócenia się. To, że zyje sie wgrzechu to oczywiście nie jest nic dobrego i nie twierdzę, że Chrystus to popiera, że uznaje grzechy ludzi i za to ich kocha. Neguje grzechy, One go ranią nadal, przybijają ponownie do krzyża. Ale Jezus tak jak za życia tak i po zmartwychwstaniu jest ta sama miłością, jest tym samym Chrystusem, który grzechy przebacza, więc liczy na to, że człowiek się zmieni, że jeszcze się nawróci i po to daje różne fakty, aby tacy ludzie mogli też zobaczyć swój grzech i aby mogli się nawrócić a dzięki takim nawróconym aby poszli w ich ślady inni. Pragnie zbawić każdego i do końca będzie czekał, ale jeśli ktoś sam w ostatniej chwili odrzuci tą szansę, gdy odrzuci Boga to Chrystus już nic nie zrobi, gdyz nie chce wbrew woli człowieka zbawiać go na siłę.
Widzę omyku, że ty cały czas nie rozumiesz chyba czym jest łłaska a czym jest życie według prawa. Opierasz się bardziej na prawie a nie na łasce Bożej. Pokaż mi takich, którzy są w stanie żyć według prawa bez tej łaski?
Piszesz o dwojgu wierzących ludzi - katolikach, w stanie niesakramentalnym. I tutaj widzę pewną sprzeczność, chociaż też do końca nie wykluczam takiej możliwości istnienia takich związków. Ale skoro jest dwoje wierzących ludzi i nie mają ku temu przeszkód to raczej tacy ludzie przyjmują sakrament małżeństwa. Katolicy bowiem w oparciu o swoją wiarę starają się dbać o sakramenty. Oczywiście w obecnym świecie tak powykręcanym wszystko jest możliwe, nawet u katolików, ale myślę, że jeszcze katolikom zależy na sakramentach, więc sakrament małżeństwa przyjmą. Są jednak sytuacje, gdy katolicy sakramentu przyjąć nie mogą, wtedy pozostaje im żyć w zwizku niesakramentalnym. Taką sytuacja jest np wcześniejszy związek jednego z partnerów, w którym doszło do rozpadu małżeństwa przy zawartym związku małżeńskim sakramentalnym, w którym to z własnej woli związek się rozpadł, wtedy taka osoba nie może przyjąć kolejnego sakramentu małżeńskiego, gdy istnieje poprzedni nierozwiązany a jak wiadomo takich związków nie można od tak samemu przerwać. Przysięga złożona przed Bogiem obowiązuje do końca życia.
Ale gdy nie ma przeszkody w zawarciu sakramentu to dwoje wierzących ludzi raczej stara się przyjąć sakrament - w oparciu o swoją wiarę. Inaczej by pokazali, że ich wiara to puste słowa i tak naprawdę tej wiary nie mają, gdyż nie chca budować swojego związku na Bogu tylko na sobie, na włąsnych możliwościach a to juz raczej nie byłyby osoby wierzące, nic nie wiązałoby ich z katolicyzmem. Każdy bowiem katolik jest zobowiązany po przez przynależność do Kościoła do przestrzegania podstawowych warunków zycia chrześcijańskiego a skoro takowy warunek sami odrzucają to tak jakby sami rezygnowali z bycia w Kościele. Albo są bowiem wierżacy albo nie, albo buduja swoje życie i związek na Chrystusie, albo nie. I tutaj sie całkowicie zgadzam z tym, że takie życie na "kocią łapę" nie jest tym życiem w oparciu o łaske Bożą, nie można na nia liczyć wybierając świadomie grzech, ale wybierając go odrywamy się wtedy od wiary w Boga i przestajemy być osobami wierzacymi w Boga, bo albo wierzymy w BOga albo nie, albo unikamy grzechów albo nie, ale wtedy nie można mówić o osobach wierzących, gdyż wiara ma też swoje prawa, ma swój konkretny kierunek i napewno nie jest nim grzeszne życie.
Nie uznaje związków niesakarmentalnych z własnego wyboru. To jest sprzeczne z nauką Kościoła i PŚ. Natomiast inna sytuacją jest, gdy człowiek nie ma innej możliwości wejścia wkolejny związek, gdy poprzedni nie rozpadł się z winy takiej osoby, lecz z winy drugiej osoby (wspłmałżonka) i taka osoba nie miała wpływu na to, aby ratować ten związek przez co doszło do rozpadu małżeństwa.
Tak więc poprzedni związek istnieje nadal i taka osoba ma "związane ręce" gdyz nie może nie z własnej winy przyjąć sakramentu małżeństwa a pragnie dalej żyć i tworzyć rodzine z inna osobą - to jest już inna sytuacja i taki związek do czasu wygasnięcia poprzedniego może być uznany przez Kościół, a taka osoba może przystępować do Komunii.
Dlatego ja nie oceniam związków niesakramentalnych tylko w oparciu o własny wybór, czy nawet brak możliwości przyjęcia sakramentu, ponieważ w oparciu o Boże MIłosierdzie, o możliwosć nawrócenia się takie związki mogą jeszczr zmienić swoje oblicze względem Boga. To bowiem, że się na początku wybiera taką droge a nie inną, taka forme związku a nie inną nie oznacza jeszcze całkowitego odrzucenia Boga, ale tymczasowe i jeszcze wiele może się zmienić w takich związkach, Bóg bowiem może pokazać takie fakty, że tacy ludzie moga się jeszcze nawrócić.
I to zawsze nalezy brać pod uwagę.
sant napisał(a):Faktem jest natomiast że wielu katolików posiadających sakrament żyje tak jakby go nie miało, jakby Boga nie było, nie widzą Chrystusa jako "tego trzeciego", ale to juz faktycznie inne zagadnienie- dechrystianizacji i desakralizacji tzw. "chrześcijan".
I tutaj jest znacznie poważniejszy problem, choć zapewne i takich małżeństw Bóg nie potepia, nie przestaje takich ludzi kochać, ale napewno nie akceptuje grzechu w jakim tacy ludzie moga żyć (i zapewne żyją, skoro żyja w taki sposób jakby sakramentu nie miało) - to zgorszenie dla innych.
Sytuacja jednak jest tutaj poważniejsza dlatego, że ludzie sami z sakramentu małżeństwa robią sobie żarty, niszczą coś świętego. To jest poważny grzech. Bóg czeka jednak na każdego i każdy może sie ocknać i zrozumieć swoje błędy, swoje grzechy, tak więc do ostatniej chwili, do końca życia człowiek nie jest jeszcze istotą potepioną. Potępiony zostaje tylko sam czyn, którego Bóg nie akceptuje.