Księga zabaw traumatycznych...
ZA NIEWINNOŚĆ
Było to kilkanaście lat temu, gdy mieszkałem jeszcze przy wschodniej granicy. Jak to maluch kumplostwo zawsze sobie znajdzie tak i ja znalazłem. Z tym kumplostwem razu pewnego na schodach siedzieliśmy, jeden najwyżej, ja po środku, a trzeci stał przed nami. Coś tych dwoje się poprztykali na tyle poważnie, iż ten co stał chwycił kamień i cisnął nim w tego najwyżej siedzącego. Z racji, że mały był, a kamień pochwycił wielgachny nie dorzucił aż do samej góry schodów i dostałem ja - prosto w czoło za niewinność. Oczywiście ryk, płacz, lamenty i biegiem do matki (która jest lekarką). Szyć mnie chcieli, ale tak się broniłem że nie zaszyli, dzięki czemu nie mam blizny na pół czoła, a jedynie niewielką kreseczkę przy włosach.
KOZA
Miałam wtedy dwa lata. Mama wsadziła mnie do kojca żebym niedokuczała juz braciszkowi. Sprawdziła dokładnie, czy nie da się z niego wyjść, po czym poszła przygotować jakiś posiłek dla swoich pociech. Ja nie wiedząc, że nie da się wyjść, wydostałam się na zewnątrz i stwierdziłam, że warto się pobawić piłką. Piłka leżała na podłodze za piecykiem (taki niski piecyk typu koza na węgiel- zdarzenie miało miejsce na działce moich dziadków), więc ja niewiele myśląc (jak na 2 lata przystało) podeszłam do piecyka i opierając się jedną ręką drugą sięgnęłam po piłkę. Piecyk rozgrzany był do czerwoności wiec z własnej ręki zrobiłam coś w rodzaju steka. Próbując odkleić rękę od płyty oparzyłam też drugą dłoń.
Spędziłam po tym 3 tygodnie w szpitalu, a dłonie miałam zabandażowane jeszcze przez długi czas po powrocie do domu. Do dziś mam wypukłe blizny w kształcie pasków w poprzek po wewnętrznej stronie lewej dłoni, w wyniku czego nie mogę nosić pierścionków.
BELKA
Opowieść zaczyna się nad jeziorem. Było lato a jak to latem bywa było ciepło. Postanowiłem więc z kilkoma kolegami popływać oczywiście pływanie dosyć szybko się znudziło wiec wymyślaliśmy coraz to nowsze zabawy ("Ty mu wejdziesz na barana a ja ci uwieszę się za tyłek i skaczemy na dyńkę" albo "Wbiegamy do wody żeby ochlapać ludzi na pomoście ok?") ja sobie wpadłem na pomysł że będę pływać przy pomoście i jak trafie na belkę która łączy pomost z dnem to opieram się o nią nogami i z całej siły odpycham. No więc płynę sobie płynę i jest belka. Odepchnąłem się popłynąłem pięknie tylko coś mnie noga bolała wychodzę z wody, a tu elegancka rana cięta na jakieś 7 cm. Okazało się, że z tej belki wystawał gwóźdź po którym sobie przejechałem nogą
DOBRY KONIK
Od dziecka miałam chorobliwe zamiłowanie do koni ( bez skojarzeń proszę) i jeździectwa. Raz czyszcząc jednego konia w stajni zostałam w niej przypadkowo zamknięta. Bozia nie wyposażyła mnie w zbyt duży wzrost, więc za cholerę drzwiczek otworzyć nie mogłam. Dzięki mojemu umysłowi rozkminiacza zobaczyłam, że miedzy jedną a drugą stajnią jest dość spora dziura. Niewiele myśląc wlazłam na żłób i przelazłam przez dziurę. Niestety okazało się, że w drugiej stajni jest koń, którego najwidoczniej nie ucieszyło moje nagłe pojawienie się w jego terytorium. Ostatnie co pamiętam to para podkutych kopyt zbliżających się w kierunku mojej głowy. Na szczęście znalazła mnie w stajni koleżanka. Efekt: rozwalona głowa, potłuczony łokieć, zbite zebra i utrzymujący się na nich przez dwa miesiące cudowny burgundowy siniak w kształcie kopyta. Głowę na szczęście zasłoniłam łokciem więc żyję.
I najlepsze na koniec
KĄSACZ
Mając ok. 10 lat, chodziłem na karate. Przed lekcjami zazwyczaj lubiliśmy się bawić w berka. No i biegłem sobie beztrosko, gdy nagle zza rogu wyskoczył wyższy kolega rozwartą w śmiechu jamą ustną. I jego ząb został w moim czole. Trochę krwi się polało, ale mnie nic nie bolało, mama akurat była na miejscu, więc luzik. Właściwie większe obrażenia poniósł drugi chłopak, tracąc ząb. Ale najlepsze było to, jak sklasyfikowali mi to na pogotowiu - "rana kąsana ciała".